Umówmy się – jeść musi każdy. Bez względu na to, czy chodzisz na studia, do pracy czy próbujesz to pogodzić, potrzebujesz drugiego śniadania i prawdopodobnie lekkiego, szybkiego obiadu. I tu z pomocą przychodzi lunchbox – świetny wynalazek, który potrafi zaoszczędzić nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim zdrowie, które stracilibyśmy na kupowaniu czekoladowych rogalików i gotowych obiadów z marketu. Bo przecież na pewno wiesz, że to nic dobrego.
Jeśli nie chcesz wiecznie wydawać kasy na knajpy pod biurem i marzy Ci się lunchbox, który możesz po prostu odgrzać w pracy, zostań ze mną. Mam dzisiaj dla Ciebie kilka przydatnych tipów, które pomogą Ci przetrwać długie godziny w pracy lub na zajęciach.
Lunchbox na zielono i sos w słoiku
Najczęściej do takich lunchboxów pakujemy sałatki. I to jest bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza jeśli do takiej sałatki dodasz trochę komosy, ciecierzycy albo fasoli. Problemem jednak mogą okazać się sosy, które mogą się złośliwie rozlać i zasiać spustoszenie w naszych torebkach czy plecakach. Rozwiązanie? Zwykły, mały słoiczek. Taki, w jakim kupujesz miniprzecier pomidorowy. Mieszasz tam wszystkie składniki Twojego sosu, zamykasz i wstrząsasz.
Taki słoik wkładasz do torby lub bezpośrednio do boxa i wylewasz na sałatkę dopiero, kiedy po nią sięgniesz. W ten sposób nie tylko obronisz wnętrze torby, ale także nie sprawisz, że warzywa (zwłaszcza sałata) zamienią się w sflaczałe ścierki. Możesz też kupić specjalnie przygotowane kubki z widelcem i małym słoiczkiem. Ale po co, skoro możesz kupić przecier?
Wiem, że w Leclercu można spotkać gotowy sos sałatkowy w saszetce, którego nie trzeba z niczym mieszać, a wystarczy po prostu wylać. To też jest dobre rozwiązanie, ale raz na jakiś czas. Bo wiadomo – super naturalne to nie jest. Ale ma o wiele lepszy skład niż takie proszki do rozrabiania z olejem i wodą.
Lunchbox w płynie
Jeśli przygotowujesz sobie coś, co może się wylać, na przykład kurczaka w sosie curry albo krem z dyni, zawiń pojemnik w folię aluminiową, a dopiero potem zamknij wieczko. A jeśli masz lunchbox składający się z kilku mniejszych wypełenień – jeszcze lepiej! Wtedy owiń szczelnie to, w którym masz „sosiste” danie, włóż do środka i przykryj. Nie tylko oszczędzisz sobie pobrudzonych przekąsek z drugiej części pudełka, ale także nic Ci się nie wyleje. Umówmy się – takie pudełko wcale nie musi być superszczelne. Tylko pamiętaj, żeby folię zdjąć, zanim włożyć box do mikrofali. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego – żeby nie było kaboom. Mało to ekologiczne, ale wiesz, co na ten temat myślę. A jeśli nie, zapraszam na wpis o no waste.
Dobrze zoranizowane pudełko na studia i do pracy
Lunchboxy, które składają się z jednego dużego pudełka i dwóch mniejszych w środku to supersprawa. Wtedy możesz do jednej części włożyć ciepłe danie, które zjesz w porze obiadowej albo ulubioną sałatkę na przerwę między zajęciami, a do drugiego – luźne przekąski, które możesz cichcem podjadać. I nie będzie trzeba kupować batoników i krakersów w sklepie.
Przygotowujesz sobie na co dzień takie pudełka lunchowe? Co najbardziej lubisz do nich wkładać? A może masz jakieś inne tipy, które mogą pomóc studentom i pracownikom przeżyć te kilka godzin? Pisz śmiało w komentarzu i śledź moje social media, żeby być na bieżąco!