

Chyba nie muszę nikomu przypominać, że podział obowiązków w związku jest niezbędnym elementem funkcjonowania każdej relacji. Myślę też, że w większości związków taka niepisania umowa zadaniowa istnieje. A jednak często słyszę gorzkie żale w stylu „nikt mi w tym domu nie pomaga”, „wszystko robię sam/a”, etc.
Dotyczy to obu płci. Znam zarówno kobiety zdane w domu same na siebie, jak i facetów, którzy lecą na szmacie podczas gdy pani ich życia frezuje sobie paznokcie. Albo przegląda instastories swoich uporządkowanych idolek.
Umówmy się – to nie jest zdrowe. W związku musi panować równowaga.
Czasem wystarczy tylko o tym szczerze porozmawiać. Serio. I nie zawsze trzeba drzeć mordę. Darcie mordy tylko pogarsza problem.
Niezdrowy patriarchat
Na sekundę się trochę czepię i stanę w obronie męskiej części społeczeństwa. Współczesne kobiety ubzdurały sobie, że ich faceci w domu nie robią absolutnie nic, a one muszą opiekować się całym ogniskiem domowym. I chciałyby, żeby mężczyźni zajęli się większością domowych obowiązków.
Bo mamy okres. Bo musimy rodzić dzieci. Albo bo jesteśmy mniejsze i drobniejsze. Bo nie mam czasu dla siebie.
Ale ustalmy coś – to wszystko nie ich wina. Winą za okresy, porody i filigranowe postury możemy obarczać tylko Matkę Naturę i biologię. Oba te rzeczowniki mają rodzaj żeński. Jeden zero, bros!
(Serio, panowie, mentalnie zawsze jestem z Wami)
To prawda, że kobiety nie mogą robić w domu wszystkiego. Ale to, co dzieje się dzisiaj wokół nas niebezpiecznie zmierza w kierunku kolejnego patriarchatu. Tylko w drugą stronę. Czy to jest coś, czego chcemy?
To samo tyczy się związków homoseksualnych – zawsze jest ktoś, kto ma więcej cech żeńskich i ktoś, kto ma więcej męskich. Tylko nie zawsze działa argument o rodzeniu dzieci.
Równouprawnienie w związku
Jeśli jesteście w związku, ale jeszcze nie mieszkacie razem, macie sytuację win-win. Ale kiedyś to się zmieni. A kiedy mieszkacie już razem, jesteście zamknięci w jednym mieszkaniu oboje. I tak samo z niego korzystacie. Dlatego obowiązki powinny być równo rozłożone. Choćby po to, żebyście podczas kłótni nie licytowali się, kto robi więcej.
Nie może być tak, że jedno z Was w ogóle nie ma czasu dla siebie, a drugie ma go za dużo. Ale każde z Was powinno go mieć. Tylko wtedy związek jest zdrowy i ma jakąkolwiek rację bytu.
Nikt nie lubi być zajeżdżany. Dlatego równy podział obowiązków jest ultraważny.
Podział obowiązków w związku – jak to działa?
Żeby było zdrowo, dobrze jest wziąć pod uwagę różne czynniki. Pracę zawodową, plany na wieczór i kolejne dni czy samopoczucie. W moim związku z K. jakoś to hula, więc uznam się za wystarczająco kompetentną, żeby Ci opowiedzieć, co może się u Ciebie sprawdzić.
Podział obowiązków – coś za coś
To chyba najlepszy układ, dzięki któremu ciągle wychodzicie na zero. Zastanówcie się razem, co lubicie robić, a co trochę mniej. I spróbujcie jakoś to poukładać w zgrabną całość i dogadać się co do ogarniania przestrzeni wokół siebie.
U nas sprawdza się układ wynoszenia śmieci za mycie toalety – ja nie znoszę dotykać worków na śmieci i łazić do śmietników, natomiast K. nie przepada za pochylaniem się nad kiblem ze szczotą. Obie te rzeczy trzeba robić w miarę regularnie, więc nikt na tym nie cierpi.
Podobnie jest z obiadami. Jeśli jedno z nas gotuje, drugie zmywa. I odwrotnie. Chyba, że gotujemy tylko dla siebie samych. Wtedy przykro mi, Twój cyrk i Twoje małpiatki.
A tak serio to w kwestii brudnych garów mamy też czasem pomysł, żeby myć je wieczorem. Ale on nie sprawdza się tak często, jak równa wymiana. Głównie dlatego, że pracujemy na różne zmiany.
Mniej w pracy – więcej w domu
To jest bardzo zdrowy układ, zawierany pomiędzy dwojgiem ludzi. Zdecydowanie zdrowszy niż ślub. Jeśli jedno z Was ma w pracy urwanie głowy, a drugie trochę luźniejszy dzień – nie ma sensu nawet o tym dyskutować. Twoja druga połówka ma prawo być zmęczona. A jeśli oboje jesteście wykończeni spadającymi wynikami lub upierdliwymi klientami – przecież sprzątanie nie ucieknie. Sanepid do Was nie puka. Możecie to trochę odłożyć w czasie.
Byle nie na trzy tygodnie.
Wolne w pracy?
W domu rzadko zdarza się wolne. Zawsze jest coś do zrobienia. Jeśli wiesz, że masz danego dnia urlop, masz przynajmniej 16 godzin wolności. Możesz poświęcić 2 albo 3 na sprzątniecie, ogarnięcie prania albo wyskoczenie na zakupy. Druga połówka będzie Ci za to wdzięczna, zapewniam.
Po co się dzielić, skoro można działać razem?
A jeśli przypadkiem oboje macie wolne i nie macie przy tym żadnych planów wyjazdowych – możecie podziałać w domu. Przecież nie musicie gnić na kanapie cały dzień. Obowiązki wypełniane we dwoje trwają zdecydowanie krócej. Możecie razem wyjść na większe zakupy, sprzątnąć mieszkanie czy wyjść z psem. Ograniczają Was tylko własne chęci.
Poza tym, sprzątając razem czas zleci Wam o wiele milej, niż gdybyście samotnie musieli wisieć nad klopem albo zlewem.
A jeśli Twój partner jest niereformowalny – zastanów się, czy chcesz do końca życia latać na szmacie.
Zobacz też, dlaczego warto zamieszkać ze sobą przed ślubem. Polecam bardzo serdecznie, być może uchronię Cię przez kataklizmem osobowościowym.
Podział obowiązków w związku – podsumowanie
Jesteśmy wszyscy tylko ludźmi. Nie będę nikomu wmawiać, że jestem perfekcyjną panią domu, a mój związek jest organizacyjnie słodkopierdzący. Żaden nie jest, bez względu na to, ile macie w sobie wzajemnej miłości.
A obowiązki powinni mieć wszyscy. Bez żadnego ale. Patriarchat jest bez sensu. W każdym wydaniu. Jesteśmy razem i razem musimy dbać o swoją przestrzeń. Czas na robienie hybryd i granie w Wiedźmina też się znajdzie, jeśli się odpowiednio zorganizujecie. Trust mi.
____
Mam nadzieje, że wpis Ci się podobał i zostaniesz ze mną dłużej, śledząc moje SM – Instagram i Facebook.