

Majówkę każdy spędza albo robiąc rzeczy, które zawsze odkładają „na jakieś dłuższe wolne”, albo na robieniu tego, co w typowy wolny poniedziałek. Ja, razem ze znajomymi, wybrałam się na kilka dni nad morze. I podczas tego wyjazdu odkryłam naprawdę dobre restauracje w Gdańsku.
Dzisiaj chcę Ci tylko polecić kilka miejsc w Gdańsku, w których według mnie wręcz trzeba coś zjeść, choćby kosztem jakiejś atrakcji. Byle nie kosztem Centrum Solidarności, podejrzewam, że cała Motława składa się z wypłakanych tam łez.
Manekin, czyli must have każdego fana naleśników
Nieważne, czy lubicie naleśniki, czy nie. Do Manekina trzeba i koniec. Ci, którzy są bardziej ogarnięci w „topowych miejscach w Polsce, do których chodzą blogerki i celebryci” na pewno znają to miejsce, choćby ze słyszenia. Znajduje się na ul. Aleja Grunwaldzka 270, parę kroków od Uniwersytetu.
Dostaniecie tam naleśniki na słodko, słono, pancakesy z pysznymi sosami, a jeśli macie ochotę, to i jajeczniczkę na śniadanie. O ile dacie radę usiąść. Przed lokalem ustawiają się kolejki, a 15 minut po otwarciu wszystkie miejsca są zajęte. A jak już ktoś przyjdzie, to siedzi. Nawet byle siedzieć. Wypije kawę i złośliwie siedzi.
Barbados, czyli nowoczesna Polska
Osobiście tam nie byłam, tamtego dnia wybrałam na obiad kolejną pozycję na mojej liście. Za to moi przyjaciele chcieli zjeść coś normalnego – jakiś ziemniaczek, jakiś kotlecik, jakieś warzywka. Nie żadne chińskie makarony z bambusa. Kiedy po obiedzie spotkaliśmy się w umówionym miejscu, obóz domowakuchnia i obóz chińczyknaostro przekrzykiwały się nawzajem, kto miał lepiej.
Więc jeśli lubicie tradycyjną kuchnię – no, może z lekkimi atrakcjami, jak bekon w kotlecie czy suszone pomidorki – musicie odwiedzić Barbados na Karmelickiej. Nie bójcie się luksusowego wystroju prosto z kasyn z serii Ocean’s – obsługa jest szalenie miła, a ceny zadowolą każdego. Ten sam lokal mieści się w Sopocie na ul. Monte Cassino. Kotlecik dobry, ale podobno jest gorzej, niż w Gdańsku. I ceny są wyższe. Wiadomo, molo za płotem.
Jeśli restauracje w Gdańsku, to tylko Masala
To właśnie jest obiad mój i mojego chłopaka. Znudzeni wiecznymi kotletami i pieczonymi ziemniakami, chcieliśmy chociaż na wyjeździe spróbować prawdziwego chińczyka – nie mojego super kurczaka curry z dwóch składników. Po krótkim gryzieniu się z mapą miasta, ostatecznie trafiliśmy do CH Madison, gdzie zaraz przy wejściu powitał nas kierunkowskaz do Masali.
Było tam trochę kuchni chińskiej, trochę japońskiej, trochę indyjskiej – takie multikulti. Wybraliśmy dla siebie smażony makaron, dla mnie z wieprzowiną, dla chłopaka – z kurczakiem. Obie w wersji na ostro. I jako, że masala to masala… wypaliło nam japy. Nie przepadam za ostrym jedzeniem, choć bardzo często takie zamawiam i jestem zachwycona. Tym razem też byłam. Dodatkowo zamówiliśmy spring rolls, które przypominały krokieciki, ale przez palenie w japach prawie nie czuliśmy ich smaku. Ale wiem, że były dobre.
Do któregoś z dań (nie wiem, którego, bo zamówiliśmy jednocześnie – podejrzewam, że do rollsów) dostaliśmy 3 sosy – żółty z kurkumy, zielony z niewiemczego i czerwony z rozżarzonego węgla.Masala to dla mnie must have, jeśli jesteście w Gdańsku i lubicie, jak płoną Wam paszcze.
Mandu, czyli gdańska pierogarnia
O tej pierogarni czytaliśmy bardzo dużo dobrych opinii. Nie było jednak kiedy tam wyskoczyć. Wiadomo, majówka, wszystko pozamykane. A gdzie tam! Mandu było otwarte także w dni wolne od pracy (zysk ważniejszy, niż wakacje). W ostatnich godzinach naszego pobytu w Gdańsku wskoczyliśmy tam (za drugim razem – za pierwszym nas wyprosili, bo nie mieli wolnego stolika), na ul. Elżbietańską.
Pierogów ruskim tam raczej nie uraczy, natomiast pierożki z masłem orzechowym i marchewką, podawane z zasmażaną cebulą – a i owszem. Ja zamówiłam pierogi z wieprzowiną, grzybami mun, makaronem ryżowym, marchewką, kapustą pekińską i szczypiorkiem.
Chińczyk forewer. Pierożki były superdobre, moim znajomym też smakowały ich wersje, obsługa była bardzo miła, a kelnerka przy zabieraniu od nas pieniędzy uraczyła nas opowieścią, jak to kiedyś jedna pani chciała zapłacić kartą i wpisała pin w miejsce kwoty, zatwierdziła, wpisała pin ponownie i była zaskoczona, że z konta zniknęło jej 1600ileś złotych.
![]() |
Wygląda na to, że wszyscy byli tak zrobieni po całym dniu chodzenia, że nikt nie pomyślał o zrobieniu zdjęć. To pochodzi ze strony restauracji, ale na żywo wyglądały dokładnie tak samo |
Na mojej liście to chyba tyle. Właścicielka mieszkania, w którym się zatrzymaliśmy, polecała nam osiedle Garnizon niedaleko naszego lokum. Wspominała, że jest to osiedle bardzo snobistyczne, pełne fryzjerów, banków, aptek i restauracji i wygląda na to, że zapomniała, że ma do czynienia ze studentami, którzy będą jeść bilety wstępu i rachunki do końca maja.
Dodałbyś coś do tej listy? Jakie restauracje w Gdańsku polecasz?